piątek, 9 listopada 2012

Rozdział pierwszy.

     Wrześniowe promienie słoneczne uparcie próbowały dostać się przez fioletowe rolety do pokoju Silver rażąc ją przy tym w oczy. Dziewczyna przekręciła się z boku na bok, po czym wzdychając głęboko usiadła w łóżku. Szósta dziesięć - spojrzała z grymasem na wiszący na ścianie zegar. Całą noc nie mogła spać. Pierwszy września, nowa szkoła, nowe miasto, wszystko to kumulowało się stwarzając w głowie nastolatki ogromny mętlik. Bała się, że tak zwykła dziewczyna jak ona, może nie zyskać akceptacji w mieście aniołów. Przecierając swoje zaspane oczy, przeciągnęła się i zawiesiła swój wzrok na ciemnofioletowej ścianie. Nie poznawała tego miejsca, w Los Angeles nawet jej własny pokój był obcy. Pomimo iż starała się urządzić go na wzór swojego dawnego pokoju w Austin, nie udało się jej. Tam dom zawsze był pełny ludzi, śmiechu i przede wszystkim, przyjaciół, których tak bardzo jej tutaj brakowało. Na samą myśl o tym, że właśnie w Austin siedziałaby w garderobie z Leah i szukała odpowiedniego stroju na rozpoczęcie szkoły, albo, że obrzucałaby się poduszkami z Evą stawały jej łzy w oczach. Teraz jedynie pozostały im video czaty i rozmowy telefoniczne. Zerkając na wskazówki czarnego zegara, zauważyła, że jej nieprzydające się na nic przemyślenia zajmują zbyt wiele czasu, a chcąc nie chcąc, z Leah czy też nie przecież musi wybrać strój na rozpoczęcie. Biorąc ostatni głęboki oddech i starając się odepchnąć wspomnienia o ukochanym rodzinnym miasteczku wstała z łóżka, po czym powędrowała krętymi schodami do kuchni, gdzie już czekała na nią matka. 
     Przy okrągłym, olchowym stole siedziała trzydziestoośmioletnia kobieta, która pochylona nad małym lusterkiem kosmetycznym usiłowała zrobić dwie, proste kreski eyelinerem. Samanta - matka Silver też dzisiaj ma swój wielki dzień. Pierwszy raz w nowej pracy. Agencja reklamowa to coś co od zawsze chciała robić, jednak dopiero teraz ujrzała światełko w tunelu, aby spełniać swoje marzenia. To ona jako jedyna szczerze cieszyła się z przeprowadzki do Los Angeles. Pochłonięta pracą nad makijażem nawet nie zauważyła, kiedy jej córka weszła, a raczej przeciągnęła swoje nogi przez próg kuchni. Czarnowłosa posłała mamie ciepły uśmiech na powitanie, ta odwzajemniła go i zabrała się za zbieranie porozrzucanych po stole kosmetyków. Ciarki, które rozlewały się na szyi Silver zwiastowały tylko jedno, matka chce nawiązać z nią rozmowę. Nie to żeby miały ze sobą zły kontakt, wręcz przeciwnie, zawsze mogły na siebie liczyć, ale tego poranka dziewczyna zwyczajnie nie miała ochoty uśmiechać się sztucznie w kierunku rodzicielki i udawać, że fascynuje ją pierwszy dzień w nowej szkole. Wsypując płatki śniadaniowe do miseczki z mlekiem czarnulka usiadła naprzeciwko matki i przeżuwała każdy kęs śniadania. 

- I jak? Podekscytowana pierwszym dniem w nowej szkole? - Samanta spojrzała na swoją córkę z błyskiem w oku i zapięła trzy beżowe guziczki przy swojej marynarce. 

- Ta, bardzo. - nastolatka pociągnęła ironicznie i włożyła do buzi kolejną łyżkę płatków śniadaniowych. Mimo wszystko, nie chciała robić przykrości mamie i miała nadzieję, że na tej krótkiej wymianie zdań rozmowa się skończy.

- A wiesz co już zakładasz? - kobieta uśmiechnęła się, a w jej oku po raz kolejny pokazał się charakterystyczny dla jej osoby błysk. Silver z pełnymi ustami kiwnęła matce znak na nie z nadzieją, że rodzicielka pomoże jej coś wybrać. - Mam coś dla Ciebie. Wisi w mojej garderobie. 

     Czarnowłosa uśmiechnęła się szyderczo do matki i szybkim krokiem wbiegła po schodach do garderoby, gdzie czekał na nią prezent. Na wieszaku wisiała dżinsowa sukienka z kołnierzykiem, na której dało się zauważyć gdzieniegdzie złote zdobienia. Po ubraniu jej, Silver włożyła ciemnobeżowe botki, naszyjnik i liściane kolczyki. Całość wyglądała subtelnie, a zarazem tak jak lubi - młodzieżowo. Dość długie już włosy dziewczyny przeszkadzały jej na tyle, że postanowiła pozbawić je wolności i spiąć w koka. Swoje oczy podkreśliła maskarą, a usta delikatnie musnęła malinowym błyszczykiem. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze, była gotowa. Zdenerwowanie brało górę. Dopiero wtedy zauważyła, że od dłuższej chwili przygląda jej się matka. Podeszła do niej i ostrożnie, tak, żeby nie pognieść sukienki przytuliła rodzicielkę, po czym razem zeszły do drzwi wyjściowych.

- Odwiozę Cię. - zaczęła zatroskana matka wkładając na siebie wrzosowy płaszczyk i lakierowane szpilki, po czym nerwowo zaczęła szukać kluczyków od samochodu.

- Przejdę się, ale dziękuję. - czarnulka odwzajemniła uśmiech i zwinęła z garderoby dwie książki i zeszyt, który przyda jej się do zapisania planu zajęć i innych notatek. - Zadzwoń później, jak poszło Ci w pracy. - podała roztargnionej matce klucze. 

- Jesteś złotem! - ucałowała ją i odmachując ręką wyszła z domu, a za nią zrobiła to Silver. - Kocham Cię. - wsiadła do samochodu żegnając się z córką na podjeździe.

     Nagle, dziewczyna straciła władzę we własnych nogach. Strach z paraliżował ją od pasa w dół i nie mogła zrobić kroku. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie tego dnia w szkole. Sama w ogromnej szkole, nieznająca nikogo. - pomyślała. Już miała dać ciała i wrócić się do domu, kiedy telefon w jej kieszeni zaczął wibrować łaskocząc ją delikatnie po skórze.


"Poradzisz sobie! Tęsknimy i kochamy! xoxo"

     Jedna wiadomość od przyjaciół z Austin sprawiła, że na twarz osiemnastolatki wkradł się wielki uśmiech, a razem z nim odrobina pewności siebie. W tym samym momencie sznury, które paralirzowały nogi Silver poluźniły się, a ta mogła zwyczajnie wyjść z sieci i pewnie kroczyć przed siebie. Ruszając przed siebie ciągle wpatrywała się w mały ekranik telefonu szczerząc się jak małe dziecko. Dopiero huk książek i lekkie pchnięcie przywróciło nastolatkę na ziemię. Jej oczom ukazał się szatyn, ubrany w ciemne jeansy, czarny t-shirt, siwo-białą bejsbolówkę z czerwonymi akcentami, a jego głowę zdobił czarny full cap. Na twarzy chłopaka malowało się zakłopotanie zmieszane z chęcią powiedzenia czegoś. W ostateczności nieznajomego stać było na krótkie przepraszam. Podał zszokowanej tą sytuacją Silver książki i lekko podnosząc kąciki ust ruszył swoją drogą. Dziewczyna początkowo chciała dogonić tajemniczego szatyna, poprosić go, aby towarzyszył jej w drodze do szkoły, ale na dłuższą metę to nie miało sensu. Przecież to Miasto Aniołów. Szansa, że był z jej szkoły była znikoma. Delikatnie pukając się zeszytem w czoło ruszyła pewnym krokiem przed siebie. 
     Jeden, wielki, brunatny budynek z dwoma bocznymi skrzydłami i tysiącami okien w ciemnobrązowym obramowaniu. Stojąc przez szkołą Silver poczuła się jak mrówka zerkająca na ogromny drapacz chmur. Dookoła szkoły roznosił się warkot silników, klaksony autokarów i śmiechy uczniów, którzy pomimo pierwszego dnia w szkole, cieszyli się, że znowu mogą pobyć w gronie przyjaciół. Czarnowłosa stała jak wryta, nogi znowu odmówiły jej posłuszeństwa. Bo niby co miała zrobić? Wejść do głównego skrzydła sama, zwracając przy tym na siebie uwagę tutejszych? A może od razu podejść do kogoś i spytać się, gdzie znajdzie osoby z drugiego poziomu muzycznego? Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie wydawało się być dla Silver odpowiednie. W ostateczności dziewczyna postanowiła wejść do budynku małymi bocznymi drzwiami, którymi wchodziło kilka osób i to był jej największy błąd. Nagle znalazła się na środku ogromnego, podłużnego korytarza, który po brzegi wypełniony był niebieskimi szafkami uczniów. Było ich chyba z dwieście. Głośno wzdychając, Silver próbowała przepchnąć się przez tłumy hałasujących uczniów, ale czym bardziej się starała, tym bardziej zostawała poturbowana. Zirytowana całą tą sytuacją, w końcu wzięła się na odwagę i warknęła do jednej z uczennic, gdzie znajduje się pokój dyrektora. Mulatka ubrana w zielony żakiecik i czarne spodnie, lekko przestraszona odpowiedziała, że to pokój 369 i wróciła do poszukiwań swojej szafki. Pokój 369? - spytała jeszcze kilka innych osób, którzy nakierowali ją na dobrą drogę. Obchodząc dwa inne korytarze i skręcając kilkakrotnie w prawo, w końcu znalazła się w poszukiwanym miejscu. "Mr. Andres Tennyson" przeczytała na tabliczce, po czym pewnym ruchem zastukała kilkakrotnie o drzwi.

- Proszę, wejdź, zapraszam. - gruby człowiek po czterdziestce zaprosił czarnowłosą do środka. - Ty pewnie jesteś Silver, nowa uczennica. Nie mogę się mylić, w tym roku przyjęliśmy tylko Ciebie! - dyrektor uśmiechnął się marszcząc przy tym swoje policzka.


     Silver odwzajemniając uśmiech, usiadła na wskazane przez dyrektora miejsce i wsłuchiwała się w wygłaszany przez niego monolog. Regulamin, prawa ucznia, osiągnięcia szkoły i inne wprawiały dziewczynę w przypływ senności. Jedyne co utrzymywało ją w pionie to myśl, kto wystylizował Pana Tennysona? Czarne garniturowe spodnie, biała koszula i czarna marynarka, która ledwo zapinała się na okrąglutkim brzuchu, a do tego biała muszka przewiązana na karku pana dyrektora wyglądała przekomicznie. Nastolatka z trudem powstrzymywała się od śmiechu, jednak, jak mówią, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, dlatego starała się trzymać fason. Po całej fali formalności dyrektor w końcu przeszedł do konkretów, które dziewczynę najbardziej interesowały. Plan zajęć, przydział do grupy wokalnej i instrumentalnej omówił w tak szybkim tempie, że Silver mało z tego rozumiała. Jednak, jak na pilną uczennicę przystało, przytakiwała mu i posyłała ciepłe uśmiechy. Wtedy zrozumiała, że nowe życie w Los Angeles będzie totalną porażką. 


~*~

OUTFIT SILVER: [KLIK]
OUTFIT NIEZNAJOMEGO: [KLIK]

~*~

Nie mam zielonego pojęcia, czy mam być zadowolona z rozdziału.
Nigdy nie podoba mi się to co piszę, więc ocenę zostawiam wam.
Do napisania! :"3

niedziela, 28 października 2012

Prologue



28.08.2012, Los Angeles.
     Drogi pamiętniku. To już mój trzeci tydzień w tym mieście.  Ciągle nie mogę się tutaj odnaleźć. Tęsknię za małym Austin. Za Evą, Danielle, Leah, a przede wszystkim, za moim Nathanem. Moje serce z dnia na dzień przepełnia coraz to większa pustka i głuchość. Tak ciężko żyje się na drugim końcu kraju, z dala od bliskich, z dala od osoby, z którą pomimo mojego młodego wieku chciałam spędzić resztę swojego życia. Brak mi jego dotyku, zapachu, uśmiechu, trzydniowego zarostu i masy innych rzeczy, które mogłabym wymieniać w nieskończoność. Tęsknię za roztargnioną Evą, zagubioną Danielle i opanowaną Leah, która zawsze doradzała mi najlepiej. Pomimo iż mam tutaj ze sobą mamę i Bruna, czuję się cholernie samotna. Tak jakby... miasto aniołów umarło po moim przyjeździe. Za kilka dni zaczynam nową szkołę, muzyczną - taką, o jakiej zawsze marzyłam. Boję się, nikogo tutaj nie znam, a zarazem jestem ciekawa, jak inni zareagują na nową uczennicę w szkole? Może mnie w ogóle nie zauważą? Przecież to ogromne miasto. Mimo tej całej fali negatywów, staram się nie pokazywać mamie jak jest mi źle, staram się ją wspierać. Przecież dobrze wiem, że przeprowadzka tutaj była naszą ostatnią szansą na lepsze życie. Ostatnią szansą na ucieczkę przed ojcem...


* * *

No i jest. Moje kolejne, marne bazgroły. Prolog w postaci kartki z pamiętnika. Na nic innego nie miałam pomysłu. Co do samej fabuły, ułożona  jest od A do Z i mam nadzieję, że dam radę doprowadzić to opowiadanie do końca. Jak widzicie, w żadnych zakładkach nie znajdziecie marionetek. Otóż to! Postanowiłam w tą historię wprowadzić nutkę tajemniczości i nie ujawniać wam kto jakim jest bohaterem. Jedyne co możecie się dowiedzieć, główną bohaterką jest dziewczyna z nagłówka, ale to standard w moich opowiadaniach. Cóż, jedyne co pozostaje mi powiedzieć to do napisania! :)